Testowane produkty:
Testy – mały pokój
Studio Oslo na biurku sprawdzają się bardzo dobrze, zdecydowanie lepiej od wszystkich komputerowych kolumn, z jakimi mieliśmy do czynienia.
Największa różnica po zmianie pokoju jest w basie. Kolumny rozstawione w naszym redakcyjnym pomieszczeniu odsłuchowym odpowiednio eksponowały tony niskie, zapewniając im właściwą dynamikę, choć daleko im było pod tym względem na przykład do podłogowych konstrukcji Xaviana lub tańszych podstawkowców Boston Acoustics. Ale nie od wczoraj wiadomo, że liczy się nie ilość, a jakość. Zresztą twórca Studio Oslo doskonale wie, że pewnych rzeczy się nie przeskoczy, dlatego w kolumnie matce znalazło się wyjście przeznaczone do podłączenia dodatkowej kolumny niskotonowej.
W każdym razie warunki „biurkowe” są zupełnie inne od tych, które zapewnia kolumnom duży pokój. Odpowiednio umiejscowione Studio Oslo pokazują, gdy trzeba, basowy rys, chociaż w dalszym ciągu słychać, że to nie ten fragment pasma miał zwrócić uwagę słuchacza. Niskie tony są dynamiczne i pełne, naprawdę dobrze kontrolowane, o dość naturalnej barwie, chociaż okazjonalnie, w gorzej zrealizowanych nagraniach, pojawia się dudnienie.
Średnie fragmenty pasma są dobrze słyszalne i spójne. Partie wokalne brzmią niezwykle czysto i naturalnie, wiarygodnie. Nie słychać w nich syczenia głosek, nawet w tych utworach, które często cierpią na tę dolegliwość. Gitary mają odpowiedni „drajw”, barwę i kontrolę, nie bardzo jest się czego w nich przyczepić. Tony wysokie są bardzo dobrze słyszalne. Wybrzmiewają długo i mają naturalną barwę. Nie męczą przesadną analitycznością.
Pod niektórymi względami Studio Oslo wypadają w tych warunkach nie tylko bardzo dobrze, ale wręcz nieporównywalnie lepiej od wielu podobnie wycenionych zestawów stereo, nie mówiąc już o praktycznie wszystkich komputerowych kolumnach, z jakimi mieliśmy do czynienia. Dźwięk jest bardzo rozdzielczy, niebywale łatwo można się skupić na wybranym instrumencie, chociaż sporo zależy tu od źródła. Lecz największe uznanie budzi sposób kreowania wirtualnej przestrzeni. Pan Waszczyszyn nie ukrywa, że powodem, dla którego stworzył swój najnowszy produkt, było to, że nawet równie dobrze brzmiąca konkurencja, której przecież nie brakuje, kreśli scenę muzyczną w sposób daleki od ideału. Jego odpowiedź to właśnie pełnozakresowy przetwornik. Co prawda ma on swoje wady, ale odpowiednio zaaplikowany jest zdolny z odległości metra stworzyć przed słuchaczem bardzo bogatą przestrzeń. Studio Oslo tak właśnie robią. Lokalizacja źródeł pozornych jest bardzo dobra, co na niewprawionych uszach już po kilku minutach wywrze spore wrażenie. Sprawdziliśmy to na kilku mniej osłuchanych osobach. Szukanie głośnika w monitorze i oglądanie się mocno przez lewe ramię to był częsty widok.